wtorek, 13 lipca 2010

Obudzę się sama, choćbym nie chciała...

– Proszę pana?
– Co?
Ja jestem w środku pusta.
– Tak?
– Uhm.
Kiedy zamknęła oczy, nie wiedzieć czemu popłynęły z nich łzy. Spływały po policzkach i skapywały jedna po drugiej. Junko położyła prawą rękę na pokrytym płóciennymi spodniami kolanie pana Mitake i mocno ścisnęła. Cała się trzęsła. Pan Mitake objął ją ramieniem i w milczeniu przygarnął. Ale łzy płynęły dalej.
– Naprawdę nic we mnie nie ma – powiedziała dużo później zachrypniętym głosem. –
Jestem zupełnie pusta.
– Rozumiem.
– Naprawdę pan rozumie?
– Ja się na tym dość dobrze znam.
– Co mam zrobić?
– Jeśli się człowiek wyśpi, po przebudzeniu wszystko to na ogół przechodzi.
– To nie takie proste.
– Może i nie. Może to nie takie proste.
Posłyszeli syk pary, w którą zamieniała się ukryta w kłodzie wilgoć. Pan Mitake podniósł
głowę, zmrużył oczy i przez chwilę patrzył w tamtą stronę.
– No to co mam zrobić? – spytała Junko.
– Hm... Chcesz teraz razem ze mną umrzeć?
– Dobrze. Mogę umrzeć.
– Mówisz poważnie?
– Poważnie.
Pan Mitake milczał przez chwilę, ciągle obejmując ją ramieniem. Junko ukryła twarz w
jego przyjemnie znoszonej kurtce.
– Tak czy inaczej poczekaj, aż ognisko całkiem zgaśnie – powiedział pan Mitake. –
Napracowałem się przy nim, więc chcę tu posiedzieć, aż się dopali. Gdy ogień się dopali i
będzie całkiem ciemno, możemy razem umrzeć.
– Dobrze – odpowiedziała Junko. – A w jaki sposób umrzemy?
– Zastanowię się.
– Dobrze.
Junko, spowita zapachem ogniska, zamknęła oczy. Obejmujące jej plecy ramię pana
Mitake było, jak na ramię mężczyzny, dość drobne i dziwnie żylaste. Chyba nie mogłabym z tym człowiekiem żyć, pomyślała Junko, ale być może mogłabym z nim umrzeć.
Gdy tak opierała się o ramię pana Mitake, powoli ogarniała ją senność. To na pewno z
powodu whisky. Większość drewna się rozpadła i obróciła w popiół, lecz najgrubsza kłoda
ciągle jeszcze lśniła pomarańczowym światłem i Junko czuła na skórze jej spokojne ciepło.
Minie jeszcze trochę czasu, zanim się dopali.
– Czy mogę się zdrzemnąć? – zapytała pana Mitake.
– Pewnie, że możesz.
– Obudzi mnie pan, gdy zgaśnie?
– Nie martw się. Gdy ogień zgaśnie, zrobi się zimno i sama się obudzisz, choćbyś nie chciała.
Junko powtórzyła w myślach te słowa. Gdy ogień zgaśnie , zrobi się zimno i obudzę się sama , choćbym nie chciała . Potem zwinęła się w kłębek i zapadła w krótki głęboki sen.


Haruki Murakami Wszystkie boże dzieci tańczą

Painted on my brain...



Your voice, my joy, your pain its painted on my brain.
No matter what i do or say these images won't fade!

sobota, 10 lipca 2010

Demon i panna Prym

(...) los każdego z nas jest z góry przesądzony. Tragedia może wtargnąć w życie każdego człowieka, a nasze uczynki nie mają wpływu na pasmo nieszczęść, które nas czeka.
"Dobro nie istnieje, a cnota to tylko jedno z obliczy strachu - mówił ten głos. - Gdy człowiek to zrozumie, zda sobie również sprawę, że ten świat to igraszka Boga".

Wkrótce potem głos, który utrzymywał, że jest panem świata i jedynym znawcą splotu wydarzeń na ziemskim padole, zaczął mu opowiadać o osobach znajdujących się na plaży obok niego. Ten ojciec rodziny, który właśnie składa parasol i pomaga się dzieciom ubrać, ma ochotę na romans z sekretarką, ale obawia się reakcji żony. Jego żona chciałaby spełnić się zawodowo i stać się niezależna, ale boi się sprzeciwu despotycznego męża. Czy te dzieci zachowywałyby się tak grzecznie, gdyby nie wisiało nad nimi widmo kary? Ta samotna dziewczyna czytająca książkę w cieniu parasola, udająca znudzenie - jest przerażona perspektywą staropanieństwa. Równie przerażony jest ten chłopak z rakietą tenisową, intensywnie doskonalący swoje ciało, by sprostać
oczekiwaniom rodziców. Uśmiechnięty od ucha do ucha kelner serwujący bogatym klientom tropikalne koktajle - niepokoi się, że w każdej chwili mogą wyrzucić go z pracy.
Ta nastolatka marzy o karierze baletnicy, ale będzie studiować prawo w obawie przed krytyką sąsiadów. Ten starzec twierdzi, że czuje się świetnie, od czasu gdy przestał pić i palić, choć w istocie strach przed śmiercią zawładnął nim całkowicie. Ta młoda para, która biegnie brzegiem morza, rozpryskując stopami wodę - oboje kryją pod maską uśmiechu drążącą ich obawę, że wkrótce się zestarzeją, staną się brzydcy i niedołężni. Ten opalony mężczyzna, który zakotwiczył swoją żaglówkę nieopodal brzegu tak, by wszyscy zwrócili na niego uwagę - wpada w panikę na myśl o tym, że notowania jego papierów wartościowych na giełdzie mogłyby z dnia na dzień spaść na łeb na szyję. Właściciela hotelu, przyglądającego się tej sielance z okien swego biura, paraliżuje lęk przed ludźmi z kontroli skarbowej, bo choć pracuje rzetelnie, oni zawsze znajdą jakieś niedopatrzenia. W każdej z tych osób na cudownej plaży, o przepięknym zachodzie słońca, mieszkał strach. Strach przed samotnością; strach przed ciemnością, która zapełnia wyobraźnię demonami; strach przed zrobieniem czegokolwiek, co wykracza poza ramy dobrego wychowania; strach przed Boskim sądem; strach przed ludzką oceną; strach przed sprawiedliwością, która nieubłaganie wytyka najmniejszy błąd; strach przed ryzykiem i przegraną; strach przed powodzeniem i ludzką zawiścią;
strach przed miłością i odrzuceniem; strach przed prośbą o podwyżkę, przed przyjęciem
zaproszenia, przed podróżą w nieznane, przed zmianami, przed starością, przed śmiercią; strach, że ktoś wytknie nam wady, że nikt nie doceni naszych zalet; strach, że nikt nas nie zauważy mimo naszych wad i zalet...

Strach, strach, strach! Życie to dyktatura obezwładniającego strachu, cień gilotyny.

"Mam nadzieję, że to cię uspokoi - szepnął mu demon do ucha. -Wszyscy są przerażeni, nie jesteś sam. Jedyna różnica polega na tym, że ty masz już najgorsze za sobą. To, czego się obawiałeś najbardziej, stało się rzeczywistością. Ty nie masz już nic do stracenia, natomiast ci ludzie żyją w ciągłym strachu. Jedni są go bardziej świadomi, inni próbują go nie dopuścić do głosu, odsunąć od siebie, ale wszyscy wiedzą, że wszechobecny strach w końcu ich dopadnie".